Konik zuch
Konik biały z grzywą długą,
łeb ma piękny z czarną smugą.
Biegnie ścieżką wzdłuż strumyka,
ściga wiatr, wesoło bryka.
Nagle widzi … stado słoni,
ich przywódcę, jak na dłoni,
który jakby na coś czekał,
kogoś wzywał, marsz odwlekał.
To słoniątko się zgubiło!
Dobrze wiedział koń, gdzie było.
Sam tam bywał wczesną wiosną,
gdzie przysmaki wszelkie rosną,
Bez namysłu pognał zaraz,
bardzo łatwo malca znalazł.
W cieniu drzewa liściastego,
baobabem tu zwanego.
Siedział sobie tuż przy drodze,
pełne soku rwał owoce,
z przejedzenia był tak ciężki,
że wciąż spadał z wąskiej ścieżki.
Konik z trudem go prowadził,
pełny brzuszek w drodze wadził.
Gdy dotarli już do stada,
sam przywódca tak powiada:
– Koniu, masz gołębie serce,
wdzięczni ci jesteśmy wielce.
Dziś rodzice tego bąka
wiedzą już, czym jest rozłąka.
Wynagrodzić ciebie chcemy,
wymień dar, bo my nie wiemy,
co konika uszczęśliwia?
U nas, zwierząt, różnie bywa.
Zarżał wdzięcznie konik siwy:
– Przyjaźń darem jest prawdziwym!
Wszystko inne mam na łące:
trawę, wodę oraz słońce.