Obudzony
Nadszedł mróz rozbielił obraz
pośród oszronionych liści
starzec stał i marzył o czymś
co już może się nie ziścić
oparł się o słup werandy
o zmurszałe stare drewno
skrzące się w blasku porannym
połączone z mrozem w jedno
nagle śpiew zakłócił ciszę
oczy starca łzą zamglone
nie dostrzegały niczego
słuchał opierając dłonie
w śnieżnym puchu skacze sójka
naśladując ptaki inne
jakby śpiewała ich dwójka
a sama siadła niewinnie
i ich oczy się spotkały
jej wesołe jego smutne
od wspomnień tak zmatowiały
w samotności życie nudne…
lecz po chwili zaiskrzyły
jego myślą rozbudzone
miłość znów poszukać muszę
by życie było spełnione