W objęciach Morfeusza
Moje dziecko śpi,
jakby nic się nie stało.
Czas biegnie, a ja czekam.
Nie liczę godzin,
nie liczę dni.
Czekam.
Może jutro,
świat rozbłyśnie mu bez końca…
Przez moją cierpliwość,
przez moją nadzieję,
wyzwolę go z objęć Morfeusza.
Odda uścisk i szepnie:
- Mamo…
Wiem, że mnie słyszysz.
Poczytam ci teraz o chłopcu,
który chciał być siłaczem,
ludzi chwytać za serca, jak ptaki.
Oparty o pień drzewa,
siedział nad brzegiem rzeki
i pytał księżyc:
- Dlaczego spotyka nas zło,
i trzyma w pomroce,
jak w złym śnie…
Nie skończyła.
On westchnął głęboko:
- Jesteś mamusiu?
Nie dowierzała szczęściu:
- Czy to nie sen?