Gdyby człowiek to wiedział
Co przyszłość mu przyniesie
Czy spełnią się marzenia
Czy los mu się pokłoni
I nie dozna cierpienia
Gdyby człowiek to wiedział
Że miłość źle lokuje
Że ten komu zaufał
Zdradę mu zafunduje
Gdyby człowiek to wiedział
Że zaraza nadejdzie
I ludzi niegotowych
Do rozpaczy przywiedzie
Gdyby człowiek to wiedział
Co sam sobie szykuje
Ziemię niszcząc powoli
Życie na niej rujnuje
Jest tak pewny swej mocy
Że ma za nic zniszczenie
A nim zdąży się ocknąć
Zapłaci pokolenie
Jak żyć
Jak żyć skoro na wszystko pada cień
tak powiedział ktoś tym zasmucony
jak trzeba żyć aby strącić cień ten
by każdy poczuł się ocalony.
Może gdybyś poderwał się ty
i gest nadziei ludziom przekazał
twoim śladem poszedłby też inny
kolejny znak otuchy rozdawał.
I tak w najmniejszym zakątku świata
krok po kroku ten cień będzie znikał
i w końcu każdy tym natchniony
skwapliwiej będzie zła unikał.
Jego śladem pójdzie ten najmniejszy
i już dalej się martwić nie muszę
bo cień stając się coraz skromniejszym
odsłoni dobrą ludzką duszę.
Właściwa droga
Kiedy płynę nurtem rzeki,
moje oczy promienieją,
te gór szczyty, wodospady,
już miliardy lat istnieją.
Piękno, które nas otacza,
nie przemija, nawet w stresie,
wzbudza uczucia i czeka,
czy spokój i radość wniesie.
Czy obudzi plany wielkie,
bez żalu, że los nie sprzyja?
Czy pozwoli cieszyć życiem,
bo czas tak szybko przemija.
Drogę, którą zechcesz wybrać,
z czasem jej moc oceniamy,
nie wystarczy w słowa ubrać,
ważne to, co zdobywamy.
To szacunek i uznanie,
te których kupić nie można.
Tu wahania nie wskazane,
twoja droga ma być drożna.
Oblicza pocałunku
Gdy całujesz mnie w policzek,
czuję się, jak dziecko małe.
A natchnione wspomnieniami,
budzą się marzenia śmiałe.
W trudnych czasach dorastałam,
całus był w nich pocieszeniem,
on wyznaczał bliskość, przyjaźń,
dawał to, co zwą spełnieniem.
Takim, co wyśniłam sobie,
pełnym lirycznej muzyki,
kiedy snułam alejami,
i śpiewałam Eurydyki.
A gdy już spotkałam ciebie,
w pocałunkach odpływałam.
Marzenia siłę mi dały
i niczego się nie bałam.
Całus słodkie ma zadanie,
czy w policzek, czy też w usta,
bywa motylim muśnięciem,
chyba, że scena jest pusta.
Czy gdy się już starzejemy,
pozbawiamy go uroku?
Czy wciąż zależy od tego,
kto stoi przy naszym boku?
Podróż do wolności
Podróż pociągiem w nieznane
Ta myśl wyobraźnię rozbudza
Jest silnym poczuciem wolności
Chore emocje wystudza
Bez celu i bez granic czasu
W pociągu z ludźmi obcymi
Ktoś zwierzy się z samotności
I zmierzy z myślami twymi
Stukot kół ściszy emocje
Zapadniesz w senność tą błogą
I obrazy bezchmurne popłyną
Niezbadaną dotąd drogą
Opisać miłość
Jaka jest moja miłość,
może wróżba powie?
Pokorna czy szalona,
wiecznością jest czy chwilą?
Rozczarowaniem czy nadzieją,
czy w powrotach wybaczaniem?
Czy jest burzą, gdy ciemnieje,
czy jest ciszą, co nastaje?
Uśmiechem jest, czy zamyśleniem?
Kocham…
A jak?
Nie wiem.
Wystarczy spojrzenie
Spojrzałem ci w oczy pełne światła,
czy się im poddam – nie wiedziałem.
Ty chciałaś dziękować – nie wiem za co?
Dotknęłaś mnie dłonią – zadrżałem.
I tak nagle zapragnąłem ciebie.
Wszystko inne błahym się stało.
Mrowie spłynęło po całym ciele,
ujarzmić go – się nie udało.
Poczułem oddech ciepły tak blisko.
Dłonią po skroni przeciągnąłem.
Przywarłem pełen uczuć do ciebie
i tak bardzo cię zapragnąłem.
Już wiedziałem, że to jest początek
tego, co później ma nastąpić.
Ty nie próbowałaś mnie powstrzymać,
że też chcesz, nie musiałem wątpić.
I stało się to, co być musiało.
Czego oboje pragnęliśmy.
A niebo nam sekret zapewniało,
ciemniejąc, gdy się kochaliśmy.
Maska
Wciąż tak różnie ciebie widzą
Raz podziwiają raz szydzą
Raz zawiści tną spojrzeniem
Gdy twa maska jest ich śnieniem
Intelekt na nich nie działa
Chcą grać wciąż atutem ciała
Ty prawdę chowasz głęboko
Nie zna jej ucho ni oko
Nie chcesz litości od innych
Za klęskę nie szukasz winnych
Zazdrośnicy jęki wolą
Bo nie są w ich oku solą
Fałsz skryją by twarz zachować
Będą współczuć i czarować
Cynizm schowają pod płaszczem
Zbyt wielki by skryć pod maskę
Gdy prawdę chowasz głęboko
Nie zna jej ucho ni oko
Nie chcesz litości od innych
Należysz do istot silnych
Jak dziecko z wieczną pogodą
Cieszysz bliskich swą urodą
Gdy miłość odchodzi
Miłość odchodząc nie powróci
A żalu gest zda się żebraniem
Dla swego dobra przyjąć musisz
Że nic nie zmienisz, zwłaszcza łkaniem
Dla swego dobra się pogodzisz
Uznając, że stać się musiało
Do zaprzestania walki skłonisz
I za umysłem wygra ciało
Los czasem lubi płatać figle
I kiedy najmniej się spodziewasz
Bo już na serce włożysz rygle
Nową miłością wzbudzisz rewanż
Obserwacje
Przyglądam się ludziom
Lubię też rozmawiać
Pragnę ich zrozumieć
I czynom sens nadać
A jest coraz trudniej
Ich uczucia pojąć
Tak różne tak dziwne
Rozgryźć wciąż nie mogąc
Uśmiecham się do nich
Nie chcąc krytykować
Jak długo wytrzymam
Pod maską się chować