Moc ognia
Prometeusz wyrzeźbił z gliny człowieka
uczył topić metal – piec chleb i kuć zbroję
do tego celu podarował mu ogień
choć męczarnią przypłacił za serce swoje
nie przewidział do jakich celów posłuży
nie tylko ogrzeje – wykarmi – też niszczy
gdy jeden przeciwko drugiemu wystąpi
bo sen o potędze go kusi – złem czyści
nie ognia decyzja do czego posłuży
w jakim to celu jego iskra zapłonie
kto jej użyje – jaki zamysł ma w głowie
posłużyć chce dobru – czy złem skalać dłonie
jak palenie książek z tą niby herezją
których zniszczenie ma uzdrowić narody
od wieków gorliwcy ten system stosują
by błysnąć działaniem zrodzonym z ciemnoty
czy po to Prometeusz dał ludziom ogień
by skierowali jego moc przeciw sobie
historia uczy jakie krzywdy przyniesie
ludzka nikczemność – gdy dla poklasku dziobie
Ukojenie
Słoneczny dzień nastał
Siedzisz na tarasie
Widzisz scenę w kwiatach
Słyszysz śpiewy ptasie
Czego więcej trzeba
Powietrza i słońca
Gdzie marzenia płyną
Tak błogo – bez końca
Choć lubisz rozmowy
O życiu o pasjach
Uśmiechnięte twarze
Bez żądzy i waśniach
Gdy jest coraz trudniej
Wokół są skłóceni
To przebłyski ciszy
W swym ogrodzie cenisz
Zmiany
Nocodzień
W życiu nastał nocodzień.
Nie ma nocy, przepadł sen.
Sądząc, że to zwidy jakieś,
na wypadek zmawiasz pacierz.
Co było kiedyś marzeniem,
wieczna światłość, z krótkim śnieniem,
bo roboty nieskończone,
bo z emocji cały płoniesz!
Żeby tylko dzień wydłużyć,
jesteś skłonny magii użyć.
Stało się, czasu przybyło.
Na początku było miło.
Ale później przyszła nuda,
czytać dłużej się nie uda,
bo oczy się buntowały,
w głowie myśli wirowały.
Gasł entuzjazm dawnych chęci
i rosły luki w pamięci…
To nie dzień, gdy jesteś stary,
tylko noc przynosi dary.
Sceny tkane z codzienności,
spektakle wieloznaczności.
Śniąc je, budzisz się niechętnie,
bo twój sen oddaje skrzętnie,
wszystko o czym pomyślałeś,
co jest ważne i co miałeś.
Taki sen ci się spodobał,
bo aktywność twą zachował.
I tak wiele się w nim dzieje,
że aż dusza się wciąż śmieje.
Nawet gdy jest dzień ponury,
nie przenosisz w sen tej chmury.
A wystarczy drobiazg miły,
i będą się cuda śniły.
Ogrodowe inklinacje
ludzie tworzą ogrody botaniczne
w których widać bezmiar krzewów i kwiatów
a ja także kocham przestrzenie dzikie
ptaki gubiące ziarnka w trakcie lotów
które ziemia tak zachłannie otuli
a wiatr rozniesie wkoło swym podmuchem
i zaczną wzrastać na ziemi powoli
jawiąc się kwiatami – tchniętymi duchem
widzisz wzdłuż ścieżki oset srebrnolistny
choć to wszystko – nie jest pielęgnowane
tworzą widoki w odmianach rozlicznych
i mocą przyrody uszlachetniane
po kamieniach w górę też pnie się róża
jej kwiaty różnobarwne i z zapachem
zdobiąc tu skarpę niewielkiego wzgórza
kuszą motyle wciąż spragnione latem
raz jeden z nich przysiadł nektar wychylić
i tak urzeczony niezwykłym wdziękiem
podjął się szybko ten kwiatek zapylić
i został już róży wiernym kochankiem
Wartości
Dobro jest kruche
Z trudem się rozprzestrzenia
Złem jak lawiną
Opływa z hukiem ziemia
Dobro subtelne
Do wrażliwca dociera
Wśród opornych tonie
W ich sercach z kamienia
Chcesz być wiarygodnym
Postępuj z przykładem
Swoim nie z teorii
I wzmacniaj obrazem
Nic tak nie ucieszy
Jak gesty wdzięczności
Poczucie spełnienia
Dodaje światłości
Szacunku nie kupisz
Uczynkiem zasłużysz
Kiedy stracisz godność
W błoto się zanurzysz
Wyzwania
Czy grasz w życiu jak na scenie
Czym się różnią takie role
Która z nich w najwyższej cenie
Która ma otwarte pole
Kiedyś mimiką i gestem
Chciałeś oczarować ją
I niejednym zgrabnym słowem
Sprawiłeś że wciąż w niej tkwią
Oplotłeś jak pajęczyną
By na zawsze twoją była
Tą wybraną tą jedyną
W tym pragnieniu tryumf ma siła
Z jaką dążyłeś do celu
Tak w życiu – jak w nowej roli
Marzyłeś – jak marzy wielu
Zalśnić w blasku aureoli
Obraz kobiety
W kretonowej sukience
biegłaś w blasku słońca
ono na twej twarzy
pozostało do końca
tyle burz pokonałaś
z promiennym uśmiechem
wiatrem chmury rozpraszałaś
ogrzewałaś swym ciepłem
wspierałaś słowami
ludzi na zakręcie
oni obdarzali
uczuciem w podzięce
to że mogłaś pomóc
szczęście ci dawało
i z dobrodziejstwem
do ciebie wracało
pieniądz nie był kluczem
do wnętrza twojego
nie kupili cię niczym
nie skusili do złego
gdy pytali jak zdobyć
niezwykłą życia prawość
mówiłaś być potrzebną
gdy trzeba zmiatać szarość
Zawsze gotowa
Dzisiaj moja mamo masz nowe zadania
Kiedy szkoła nie uczy nas wychowania
Tożsamości i sensu życia wspólnotowego
I postaw ważnych dla bytu moralnego
Bezmyślne techniki edukacji – bez dyskusji
Nie nauczą życia i poczucia w nim misji
Wartości dążenia do celów wyznaczonych
Gotowość na zmiany – szukania dróg nowych
Z uznaniem za cenne co jest humanitarne
Z negacją tego co wyłącznie konsumpcyjne
Bo to co najważniejsze dla wspólnoty trwania
Nie ma w edukacji – Ty podjęłaś wyzwania
Ach te kalorie
Rozum krzyczy coś o ruchu,
że jest doskonałym lekiem,
wspomni o rosnącym brzuchu
i to, że sztywniejesz z wiekiem.
Dobrze jest linię zachować
i w biegu kalorie spalać,
a nie za grubsze się chować,
i wygodnictwo zachwalać.
W lustro patrzysz każdej wiosny,
coraz więcej twego ciała,
nogi wspierasz – by poniosły,
lecz o diecie zapomniałaś.
Gdy refleksja cię dopada,
to na smutek dobrze wiesz,
coś słodkiego zjeść wypada,
pocieszy cię, to co zjesz.
Tak łasuchy zajadają,
słodkie ciastka – te tuczące
i za nic kalorie mają,
ich liczenie jest męczące.
Można mówić, można pisać,
gdzie jest prawidłowa dieta,
skutki obżarstwa wyliczać,
a tu prym wiedzie podnieta!
Perspektywa
Jaki jesteś pytają
Jaki jestem rozmyślam
Czy dobrze znamy siebie
Czy inni nas znają
Czy znamy odpowiedź
Kiedy o to pytają
Stać nas na obiektywizm
W stosunku do siebie
Czy skromność czy cynizm
Prawdę tę pogrzebie
Niejednoznaczna natura ludzka
Jej zróżnicowane stopnie
Widzimy to co chcemy
Nie zawsze – co istotne
A kiedy zazdrościmy
Tym których oceniamy
To chętnie z nich kpimy
Zwłaszcza gdy sami
Cech chlubnych nie mamy