Trafiona
Widzi – słyszy – czuje
Rzeczywistość zadaje rany
Sprzeciw miota iskrą zapalną
Dusi gniewne słowa
Gdyby okazały swą moc
Cyklon byłby podmuchem
Z obcym dla niej przekleństwem
Weszła w nieznane
Czy wytrwa
Czy wróci dawna pogoda ducha
Czy zmieni ją na zawsze
Przestanie wierzyć
Przestanie ufać
Zmieni priorytety
Trafiona nowym doświadczeniem
Zarysowania
Nie tylko lata znaczą twarz.
Los rzeźbi rysy, jak w kamieniu.
Gdy bez miłości minął czas,
to łzy mówiły o cierpieniu.
Nie tylko lata znaczą twarz.
Bo gdy pogodna i serdeczna,
to nawet w zmarszczkach młodość trwa,
można uwierzyć, że jest wieczna.
Nie tylko lata znaczą twarz.
Mądrość ukrywa się w spojrzeniu.
Dojrzalsza jest każdego dnia.
Na życia kres, czeka w olśnieniu.
Jaki człowiek – taki świat
Człowiek który nie ma dla kogo żyć
Dla kogo budować przyszłości
Mając jedno marzenie – zaistnieć
Zostawić pomnik
Nie bacząc na sposób jego tworzenia
Po nim choćby potop
Nikogo nie kocha
Nikt jego nie kocha
Wokół tylko słudzy
Nagradzani – bez honoru bez twarzy
Skuteczni – kiedy nakazuje i pozwala być
Bez sumienia bez lęku – że za chwilę będą nikim
Śmieciem na wysypisku
A gdyby ten sam człowiek
Stał się wehikułem kreatywności
Siłą która buduje lepszy świat
Dzisiaj sobie – jutro innym
Może świat stałby się lepszy
A on szczęśliwszy przez tą chwilę która mu pozostała
Czy się obudzimy
Odzyskać Skrzydła
zamęt niszczy umysł – ciało – duszę
świat ubożeje – człowiek się zatraca
zawłaszcza go złość- żądza- pycha
czy się obudzi i odzyska skrzydła
aby się wznieść i złapać oddech
Spotkanie o poranku
lekko biegła z rannym chłodem
spojrzał na nią mimochodem
miała rozpuszczone włosy
a na nich kropelki rosy
oczy duże szafirowe
lekko przechyloną głowę
było w niej coś ulotnego
zapragnął – by była jego
pobiegł za nią w niepewności
czy się zlęknie i zezłości
i straci wszelkie nadzieje
może współczucie zasieje
myśląc tak upadł na ziemię
łapiąc z bólu swoje ramię
zaskoczona jego jękiem
pochylona nad nim z wdziękiem
w oczy zielone zajrzała
i już odejść nie umiała
Lot do Katynia
złożyć miała uroczyście
delegacja lecąc rano
hołd w Prezydenta asyście
tym co w tył głowy strzelano
w ciszy siedzieli przejęci
dumni że to ich wybrano
jednych z przypadku po części
drugich za zasługi słano
Katyń był tym celem lotu
dolecieć chcieli najprędzej
nagle mgła oplotła ziemię
czy chciał Katyń ofiar więcej
z każdą minutą gęstniało
myśli w głowach się kłębiły
co widzieli przerażało
brak pomysłu zjadał siły
to ta brzoza –w Polsce znana
przeszkodziła w drodze lotu
a zadana przez nią rana
nie dała szansy powrotu
na łzy czasu już nie mieli
na twarzach zagościł strach
jak na huk reagowali
pomyśleli że to zamach
w ważnej misji polecieli
zamknąć wciąż otwarte rany
i tego nie przewidzieli
oni i sam Lech wybrany
Tam na gór szczycie
widzę świat wyciszony
czyste powietrze wypełnia płuca
czuję się zdrowsza bardziej ludzka
obejmuję i przytulam do siebie
to co pomiędzy ziemią a niebem
w ciszy słyszę co nie może się przedrzeć
przez pośpiech niepokój i ból
w marzeniach dotykam chmur
wolna jak ptak czuję wiatr
a kiedy schodzę w dół
ocieplenie mi grozi
powietrze duszące
mniej dzikiej przyrody
i lodowce kruszące
w oceanach śmieci
miliardy plastiku
ryby znikające
i świat w zaniku
jeszcze wirus nas dopadł
czy to doświadczenie
czegoś nas nauczy
zmieni nawyki
uzdrowi ziemię
Ogrodowe inklinacje
ludzie tworzą ogrody botaniczne
w nich bezmiar krzewów i kwiatów
a ja kocham przestrzenie dzikie
ptaki jak gubią ziarnka podczas lotów
a ziemia je wszystkie zachłannie otuli
i kwiaty zasiane wiatru podmuchem
pięknie wzrastają na ziemi powoli
jawiąc się nagle – jak tchnięte duchem
jest wzdłuż ścieżki oset srebrnolistny
a wszystko – choć nie pielęgnowane
tworzy obraz w odmianach rozlicznych
mocą przyrody uszlachetniane
po kamieniach w górę pnie się róża
jej kwiaty różnobarwne z zapachem
zdobią skarpę niewielkiego wzgórza
kusząc spragnione motyle latem
raz jeden przysiadł nektar wychylić
lecz urzeczony niezwykłym wdziękiem
nie omieszkał ten kwiatek zapylić
i został wiernym róży kochankiem
Poszukiwanie
Zapragnęłam ciebie szukać
Rozglądając się po świecie
Tyle twarzy dusz w nim tyle
Jaką los mi przyszłość wplecie
Czy zachwyci i rozbudzi
Chęci do podania dłoni
Do przesłania błysku w oczach
Temu co się im pokłoni
Zapragnęłam ciebie szukać
Rozglądając się po świecie
Tyle twarzy dusz w nim tyle
Czy ją ujrzę w ciepłym lecie
Kiedy znak mi czuły prześle
Blaskiem słonecznym porazi
Tak że niemoc mną zawładnie
I marzenia moje zdradzi
Już nie muszę teraz szukać
Rozglądając się po świecie
Gdzie i twarzy i dusz tyle
Bo wśród nich znalazłam ciebie
Czas na refleksję
W ten czas zatrzymaj się – choć na chwilę
Rozważ w sprawie nie cierpiącej zwłoki
Dla wspólnego dobra co chcesz zrobić
Może niewielkie pierwsze dwa kroki
Nawet kiedy czujesz się bezradny
Świata nie zmienisz myślą – lecz czynem
Zrób niebanalny pierwszy uczynek
A pójdziesz dalej – tak klin za klinem
By przyszłości mroki nie dopadły
Walcz i pamiętaj – zawsze bądź sobą
To głupcom pozostaw służalczy stan
Im nie ustępuj – nawet gdy bodą