Matka w migawkach wspomnień
W przeplocie wspomnień wraca czas.
Ten kojący czy niespokojny – wciąż żywy.
I obraz pełen blasku, w którym jest ona,
okryta sukni błękitem,
z matczynym uśmiechem pochyla się do mnie,
pachnie lasem.
Tak często nieobecna, zapracowana.
Zbyt krótko trwały chwile,
kiedy z księżycem wchodziła do mnie.
Za mało było rozmów,
dających wskazówki do ścieżek najprostszych.
Był dach chleb i książki.
I miłość w każdym geście, słowie,
taka codzienna, bez wielkich słów,
ale dająca siłę, by wygrać z nieprzewidywalnym losem.
Czasu przybyło, lecz dzisiaj inny ma już sens.
MATKA
Pragnęłaś wydać na świat
I zaraz pokochałaś
Czas wniósł zadań bez liku
Lecz dla mnie wciąż go miałaś
Na spacerach tłumacząc
To bogactwo przyrody
Różne ludzkie oblicza
Jak odbicie pogody
Chciałaś przez doświadczenia
Przygotować do życia
By w drodze nie świadczyło
O mym braku obycia
A to wszystko z miłości
Matczynego oddania
Które jest teraz we mnie
Dla pokoleń przesłania