Spotkanie
Los nie oszczędzał jej
wykrzywił twarz
zniekształcił dłonie
zmatowił głos
tylko w oczach pozostawił ciepło
mimo ran
gonitwy za złudnym szczęściem
nietrafionych wyborów
ciągłej walki z życiem
i stało się
popołudniową porą
przyszła ona
miała podać leki i coś do jedzenia
śpieszyła się
pracowała niczym automat
podała szklankę wody
spojrzała w spłoszone oczy
mówiły
pokochaj mnie
rozpłakały się obie
Czym jest wiara
wierzysz nie wierzysz dopytujesz
wiara to nie sama modlitwa
w niej masz poświęcać się dla innych
w niej ze złem nieustanna bitwa
kiedy się modlisz a zło czynisz
pomyśl jakim jesteś człowiekiem
gdy za słowami nie idą czyny
może zrozumiesz ten fałsz z wiekiem
jest ziarnem z plewami we młynie
jest jak z retuszem fotografia
te ręce złożone w pokorze
a serce bijące w potworze
Nieporozumienia
Chociaż jesteś w moich myślach
To cię nieustannie ganię
Nie umiem ciebie zrozumieć
Dlatego tak często ranię
Kiedyś wystarczyła chwila
Jeden uśmiech jedno słowo
Zwyciężało – bycie razem
Jak zacząć życie na nowo
Może to nie takie trudne
Wystarczyłby pocałunek
Ciepły gest na który czekasz
By ściszył złości ładunek
Może gdy jestem uparta
Trudniej zrobić pierwszy krok
A czas mija bezpowrotnie
Spłynie znów kolejny rok
Muzyka pełna obrazów
gdy słucham melodii znanych
od lat – to widzę obrazy
przywołują świat magiczny
pełen minionych pejzaży
a kiedy melodia się skończy
z uporem do nich powracam
nie pragnę oczu otworzyć
we wspomnieniach się zatracam
czy radosnych czy tych chmurnych
zapisanych w mojej głowie
i wybranych z licznych przeżyć
najważniejszych – ktoś tak powie
ty melodio przywołujesz
te złączone złotą nicią
co wspólnego mają one
to że nie wiem – mogę przysiąc
są te duże i maleńkie
nie pojmuję kluczem jakim
wpisują się tak w melodię
że stają się jej nut znakiem
Daj przykład
Czyny nie słowa
masz wiele lat i pragniesz pouczać
ale czy młodzi zechcą cię słuchać
lata lecą i świat się wciąż zmienia
choć dawne lęki wychodzą z cienia
dobrze jest czynem dawać przykłady
przyjmują je chętniej niż tyrady
by młody człowiek zechciał cię słuchać
musisz spokojnym być nie wybuchać
w napięciu padną zbyteczne słowa
i nie trafiona jest ich wymowa
zrobiłeś wroga z kogoś bliskiego
dobrze gdy wnioski wyciągniesz z tego
Dzień Jeża
Jestem jeżem co ma kolce
Chronią mnie przed drapieżnikiem
Choć na grzbiecie ich tysiące
W starciu martwię się wynikiem
Człowiek źle wpływa na jeża
Tysiące nas ginie rocznie
Auto nie patrzy na zwierza
Pod nim jeż na zawsze spocznie
Za wroga też lisa mamy
Gdy jest głodny to nas szuka
Nawet gdy kolce stawiamy
To sposobem nas oszuka
A ja gonię za myszami
Za ślimaki też się biorę
W łowach kłopot mam z oczami
Za to w słuch i węch się zbroję
Z norki mej nocą wychodzę
I kilometry przebiegam
Potem ciepłą kąpiel biorę
Przyjemności tej ulegam
Gdy już chłodno jest na dworze
W sen zimowy wnet zapadam
W norce małej mam swe łoże
W nim dobrze się z zimnem zmagam
Może gdy ładnie poproszę
Liści moich nie zgrabicie
Na kolcach je zimą znoszę
Śpię pod nimi znakomicie
Lat miliony już minęły
Gdy mój przodek był na świecie
A ja jestem zagrożony
Czy wy wszyscy o tym wiecie?
Chciałbym by moja rodzinka
Z życzliwością się spotkała
Wtedy na ich pyszczkach minka
Wciąż się będzie uśmiechała
Jeże też chcą żyć na świecie
I choć mają kolców wiele
To gdy los nam drogi splecie
Mogą pomóc przyjaciele
Modlitwa żołnierza
Stary żołnierz mocny duchem, nie ciałem.
Dziś zmagań dawnych otacza go chwała.
Żal, że kiedyś tak bić się umiałem,
dziś mądra głowa z lat tych została.
Kiedy mi zegar jakoś szybciej tyka,
spisane zostać mogą tylko słowa,
w nich wszystko, co z pamięci umyka,
z nutą wspomnień powróci w rozmowach.
Dlatego dziękuję Ci mój Panie,
bo choć mi ciała nie uratujesz,
to wciąż czuję Twoje uważanie,
że nad starą głową się litujesz.
W kraju moim wszelka słabość gości.
Wolność – to dzisiaj pieniądz, zabawa.
I choć zmierzam ku ziemskiej nicości,
to dręczy mnie o przyszłość obawa.
Lepiej byłoby ująć mi rozumu,
bym nie musiał tak martwić się i smucić.
Jak przekazać to wszystko i komu?
Posłuchają moje dzieci i wnuki?
A za mnie Tobie dziękuję Panie,
bo choć mi ciała nie uratujesz,
to masz jednak na mnie uważanie,
i nad starą głową się litujesz.
Poległ bohater, chyba bezpowrotnie,
co przykładem swym uczył – jak można żyć?
W kraju zostały rangi i stopnie
i hipokryzja, jak pajęcza nić.
Gdzie szukać tych, co chcą być – nie mieć.
Ich patriotyzm tam, gdzie jest mecz.
Wciąż bez godności służą, kto daje,
można rzec – urodzeni wasale.
Za me życie dziękuję Ci Panie,
świadomie szedłem przez trudne drogi,
teraz na innych miej uważanie,
obdarz mądrością, kto jest ubogi.
Czyje życie
Miałam matką być – czekałam
Serce dziecka mego bije
Lecz nadzieja się oddala
I z rozpaczy prawie wyję
Moje serce spowalniało
Czy przeżyjemy oboje
Czy tam w górze się spotkamy
Gdzie otwarte już podwoje
Na zawsze będziemy razem
Matczynym wsparciem posłużę
Świata już nie zwojujemy
Nie będziemy czekać dłużej
Lekarz nie mógł mnie ratować
Czekał kiedy umrzesz pierwszy
Okazało się za późno
Wygra prawo – raz nie pierwszy
Kto za śmierć mą odpowiada?
Kto teraz ręce umywa?
Kto zechce tą sprawę zbadać?
Kto porażki zbierze żniwa?
Nauka z pasją
Sprawiła to niezwykła chwila
Znalazł się ktoś do mozolnej nauki
Konsekwentny mądry pogodny
Dawał wskazówki gdzie tkwi dylemat
I rosły skrzydła poetom z grona
Ich mrówcza praca stała się ceniona
Nieustannie uczył poszukiwania
By w nutach poezji z tym co czujemy
Swą wenę twórczą w pamięć zapisać
Wydobyć z duszy i nie ukrywać
Każdego wersu słuchał z uwagą
Bez cienia wzgardy
Budząc nadzieję
I naprawiać to co z lekka kuleje
A gdy już dzieło zostało przeczytane
Niejeden słuchacz z uczuciem drżenia
Odnalazł w nim własne przemyślenia
Oby świat był pełen takich ideałów
Co z pasją i oddaniem
Sprawiają że nikt nie zmieni się w istoty
Bez moralności – jak bezduszne roboty
Ważne sprawy
Ludzkie życie jest pełne niespodzianek
Wydajesz się pewnym – a tu warunek
Już nie wierzysz, że może być lepiej
A ktoś nieznany po ramieniu klepie
W klasie zaczynasz troszeczkę pojmować
Dzwonek i trzeba od nowa główkować
W domu coś stłukłeś, myślisz bura czeka
A mama z tatą śmieją się z człowieka
Miałeś iść do kina, grypa cię łapie
Zamiast przyjemności z gorączką sapiesz
Jedziesz na wakacje- miała być pogoda
A tu codziennie leje- czasu ci szkoda
I nagle poznajesz kogoś niezwykłego
I wyjść już nie musisz- gadasz na całego
Miałeś w pokoju kwiaty doniczkowe
Zapomniałeś podlać- przestały być zdrowe
Chciałeś wyrzucić – sumienie cię gryzło
A tu nagle coś zielonego z nich wyszło!
I przez wyrzut sumienia dbałeś o to cudo
Aż któregoś dnia w oknie zakwitł na rudo
Skończyłeś lat dziesięć – w letniej kurteczce
Chciałeś świat poznać na pieszej wycieczce
Poszedłeś w nieznane- biorąc psa ze sobą
Niezwykłe- bo wszędzie rodzic był z tobą
Nagle łobuzy telefon ci zabrali
A na koniec jeszcze poturbowali
Pies choć malutki w lot się zorientował
Poszarpał im nogawki- łydki też spróbował
Skruszony wróciłeś do domu wieczorem
I we śnie dzielnie walczyłeś z potworem
Już rankiem chciałeś rozwiązać dylemat
Co zależy od ciebie – to ważny temat
Czy czegoś można być w życiu pewnym
Bo tata mówił że tylko w jednym:
- Życie jest piękne lecz bardzo krótkie
A w nim zdrowie- jak nitka cieniutkie
Nie warto zatem swym życiem szarżować
Świat chłonąć, ale też mądrze smakować