Z pamiętnika
Czytasz pamiętnik sprzed lat,
jego treść zaskakuje,
tylu chwil przeżywanych,
w pamięć nie zapisujesz.
Tylu imion, wydarzeń,
ze wspomnień wymazanych,
choć były tak pogodne,
to jednak skasowanych.
Jedynie chwile trwogi,
w pamięć twą się wpisują.
Czy ten wybór mądrością,
że wciąż w myślach się snują?
Te momenty zagrożeń,
gdy pod opieką zwłaszcza,
miałaś dziecko, to małe,
z lęku brak ci powietrza.
Pamiętasz każdy szczegół
i chwytają cię dreszcze,
życiem chciałaś przypłacić,
gdyby stało nieszczęście.
Pomroczność kręgi zatacza
Ty silna wiatrem co rwie korzenie
I z mocą skały, co nie kruszeje
Wrażliwa zmysłem kompozytora
Pełna oddania, gdy przyjdzie pora.
Lecz zobacz jądro zła, co wiatr sieje
Sprawia, że szybko wszystko rdzewieje
Godność, empatia, zwykła moralność
Znika – rozrasta się tylko chciwość
Człowiek człowiekowi stał się wilkiem
Dobro traci uznanie, jest pyłkiem
Ten, co je świadczy już się nie liczy
Przyszłość widziana w czarze goryczy
Pomroczność w świecie kręgi zatacza
Dla wielu ważna ozdobna dacza
Po nich niech stanie się choćby potop
Co jest dla innych, to nie ich kłopot
Ważna wygoda a z nią bezkarność
Tak się rozrasta dziś ludzka marność
Empatia nic dla wielu nie znaczy
Drwią z naiwnych i małych ciułaczy
Dobro i zło
Kiedy jesteś pełen wiary
i każdemu chcesz coś dać,
zaczynają się koszmary,
rośnie tłum, co chciałby ssać.
Chce skorzystać z naiwności,
pełno jest w nim przebiegłości,
czy z zawiści, czy z chytrości,
jedno pewne- nie z miłości.
Twoje ciepło oziębiają,
jak przyssawki się czepiają,
pozostajesz zagubiony,
w tej walce niedouczony.
Chcąc cwaniakom opór stawić,
potrenujesz, aby sprawić,
by na zawsze spamiętali-
świadcząc zło, stają się mali.
Oni
On nie rani słowami
bo milczy
ze wzrokiem nieuchwytnym
nie uzbrojony
w dotyk
w ciepło
w sobie schowany
ona nie rozcina korzeni
nie wyciąga złych wspomnień
nie wypala ich łzami
wieczny ideał
nie płoszy dnia
ukrywa ból
pełni nadziei idą wspólną drogą
CZEGO TRZEBA
Czego trzeba, by wygładzić
zadry narosłe latami?
Ile miłości trzeba, by odrzucić wszystko,
co nie zbliża a rani.
Miłość rodzi się z nadzieją,
że będzie wiecznie trwać.
A gdy zgaśnie, nieoczekiwanie
długo jej kolec będzie cię dźgać.
Długo cierpisz, ale czasami
nowe uczucie zapłonie.
I znów wierzysz, że pozostanie.
I znów bierzesz życie w dłonie.
Złudzenia
Dlaczego choć nie chcę zdobyć cię,
natrętną miłością dręczysz mnie.
I już zwątpiłam, jaka jestem.
Nad każdym dziś rozważam gestem.
To nieprawda, że ja zwiodłam cię,
to ty zbyt łatwo oceniasz mnie.
Przez mój uśmiech i łagodną twarz,
uwierzyłeś, że prosisz i masz.
Złudne jest dobro, co w sobie mam,
sama rozważam, co komu dam.
Gdy zrozumiesz, że się myliłeś,
znajdziesz miłość o jakiej śniłeś.
Tyle uroczych pań wokół jest,
wystarczy jeden, subtelny gest.
I szczęściem znów obdarzy cię los,
wróci wiara stracona o włos.
Wystarczy spojrzenie
Spojrzałem w pełne blasku oczy,
czy im ulegnę – nie wiedziałem.
O tym jak los nasz się potoczy,
gdy na sam widok dygotałem.
Kiedy czułem ciepło oddechu
i lekko dłonią cię dotknąłem,
miałem pewność, że to dar losu
i tak mocno cię zapragnąłem.
Me serce się do ciebie rwało,
uczucie było tak prawdziwe,
o czym marzyłem, już się stało,
by zacząć wieść życie szczęśliwe.
Może jest to drogi początek,
nie wiem co później ma nastąpić?
Ważne, że nasz cichy zakątek,
będzie rajem, nie chcę w to wątpić.
I nagle życie się zmieniło,
uczucie było tak prawdziwe,
co stać się miało, już się stało,
zaczniemy wieść życie szczęśliwe.
Z uporem do celu
Nie poddawaj się bólowi
Niech wie , że cię nie pokona
Nie poświęcaj mu uwagi
Upór zadanie wykona
Gdy się skupisz na swym ciele
I ruchami powolnymi
Docierasz do miejsc drażniących
Boleśnie cię kującymi
Wolno zaczniesz je wyciszać
Dotykiem i skrętem ciała
Powtarzając aż do skutku
By twa wiara sukces miała
Kiedy nadchodzi cierpienie
Nie wiesz co ten ból uśmierzy
Świadomość darem natury
Medytacja z nim się zmierzy
Mój przyjaciel koń
Piękny arab śnił mi się nocami,
z długą szyją, długimi nogami.
Na kucyku młodszy brat cwałuje,
dla mnie tata siwka już szykuje!
Co zrobić, żeby zechciał mnie słuchać?
Może szepnę mu zaklęcie do ucha?
I będziemy na zawsze w przyjaźni,
jak to bywa w najpiękniejszej baśni.
I spełniło się moje marzenie,
dał mi znak swym radosnym rżeniem,
że mnie wybrał na przyjaciela,
teraz każdy dzień jest, jak niedziela!
Z nim się czuję bezpiecznie – gdy skaczę,
kładzie łeb na ramieniu- gdy płaczę,
moje kiepskie wyczuwa humory,
za nim tęsknię, kiedy leżę chory.
To mój przyjaciel, jedyny taki,
Pozwala mi poznać życia smaki.
Początki nowej Łodzi
Do fabryk szli rano łódzcy robotnicy,
wzywani syrenami tani najemnicy.
Wzniesiono im pierwsze prywatne szpitale,
by zdrowy robotnik pracował wytrwale.
Dla dzieci powstały szkoły zawodowe,
w nich uczono przyszłe siły przemysłowe.
Do kościoła szedł ojciec w swych jedynych butach,
bosonogie dzieci czekały w chałupach.
Kościół zaspokajał potrzeby duchowe,
dawał pokrzepienie i nadzieję w słowie.
Po mszy wśród wiernych czas wolny spędzali,
o wszelakich nowinkach skwapliwie gadali,
- o tym, co w fabryce, co działo się w mieście.
Przez chwilę o biedzie nie dumali wreszcie.
Do kościoła szedł ojciec w swych jedynych butach,
bosonogie dzieci czekały w chałupach.
Święty Józef był pierwszym kościołem przy rynku,
stał cały z modrzewia, bez białego tynku,
na placu Kościelnym, dziś na Ogrodowej,
pamięta Łódź rolniczą i początki nowej.
Wierni go przenieśli, bo w mszy przeszkadzały
głośne targi przekupniów – stragany tam stały.
Do kościoła szedł ojciec w swych jedynych butach,
bosonogie dzieci czekały w chałupach.
Łódź przemysłowa szybko się rozwijała,
jej rozkwit nawet Europa doceniała.
Rezydencje, pałace, Nowy Rynek powstał,
i serce tego miasta, ulica Piotrkowska.
Domy robotnicze, famułami zwane,
w symbiozie z bogactwem tuż obok stawiane.
Do kościoła cała rodzina szła w swych butach,
dzieci nie musiały już czekać w chałupach.