Cierpliwość
cierpliwość niesie dobroć
czy zawsze – nie dochodź
czy można się w niej skryć
i jak w otulinie żyć
chcesz zrozumieć innych
winnych – niewinnych
gdy przeciągnie się struna
to jak uderzenie pioruna
będzie cierpliwości kres
gdy dopadnie cię stres
Deklinacja miłości
Jak opisać ją słowami
tyle doznań
tyle wzruszeń
raz jest ciszą
raz jest burzą
raz dotykiem
raz podmuchem
czym jest miłość
może jedynie
porcelaną kruchą
Czas i miłość
Czas nie pracuje dla miłości
zmienia ją
wycisza
zobojętnia znaczenie
powiększa pustą przestrzeń
znikają dawne gesty
milkną słowa
zmieniają się gesty
dzień staje się zbyt długi
noc przyjazna inaczej
rośnie tęsknota
za dawnym obrazem
Magia muzyki
Wyławiam z dźwięków
powiew wiatru
szelest liści
głosy ptaków
tworzę obrazy
zastygam
ich ton
porusza krew
budzi do życia
jeszcze nie wiem
czy pochłonie mnie całą
porwie i zawłaszczy
choć na krótką chwilę
Ballada o szlaku konnym
Czy byłeś tu kiedyś, gdzie szlak konny biegnie,
Na brzegu jeziora, patrzyłeś w dal rzewnie,
I oczarowany, ze słońca zachodem,
zostałeś z balladą i z koniem.
Tańczące dokoła odloty motyli,
Na skrzydłach uniosły czar wieczornej chwili,
Upojne powietrze okryło was żalem,
Za w cień odchodzącym obrazem.
Ptak kończył swe trele, koń w zwierciadle wody,
Oglądał odbicie cudownej przyrody.
Ty piekłeś kiełbaski, koń siano miał w pysku,
Spokojny przy twoim ognisku.
A drzewa dawały od wiatru osłonę,
I czuło się zapach z ogniska, co płonie.
Nuciłeś balladę o wielkiej przyjaźni,
Zwierzęcia z człowiekiem, jak w baśni.
Czy wrócisz tu kiedyś, gdzie szlak konny biegnie,
Na brzegu jeziora powspominać rzewnie.
Zaśpiewasz synowi i swojej córeczce,
O konnej bajecznej wycieczce.
Ty i koń na szlaku
Gdy mnie wiózł koń mechaniczny, zobaczyłem obraz śliczny:
amazonki na konikach w tle ogierek sobie brykał.
Razem młodzi i seniorzy, każdy na rumaku hożym!
Niezależnie od metryki, pasją mogą być koniki!
Zatrzymałem się na trasie, Walewice na kompasie!
Niewiele o nich wiedziałem, co znaczyły – zapytałem.
- To pan nie wie? – są zdziwieni, to Szlak Konny Łódzkiej Ziemi!
Szlak najdłuższy w Europie, na nim koń teraz na topie!
Szlak Hubala polecają, wysoko go oceniają,
że bezpieczny, pod kontrolą, niech rodzice się nie boją.
Pałac w Nieborowie także, na tym szlaku jest, a jakże!
Z rezydencji stępem, kłusem, mijasz wioski jednym susem.
W starych parkach, w małych dworkach spędzić czas na końskich sportach,
to przyjemność niebywała, za ten cud dozgonna chwała!
W takt melodii kopyt konia, wjeżdżasz w lasy i ustronia.
Możesz usiąść tu na ławce, pływać w Warcie lub Widawce.
Coś pysznego też się znajdzie, kiedy głód turystę najdzie.
Pełno jadła w restauracjach i w nowo powstałych stacjach!
Zaryzykuj podróżniku, zostaw kłopot w bagażniku,
na rumaku odpoczywaj i od dziś na szlaku bywaj!
Ech gnaj koniu gnaj, na twym grzbiecie siedzieć chce się.
Ech gnaj , koniu gnaj z tobą jest tu raj!
Na konną przejażdżkę
Na przejażdżkę z moim koniem,
Chcę się wybrać dziś wieczorem,
Wkoło cicho, las i woda,
Siedzieć w domu trochę szkoda.
Gdy do stajni z siodłem weszłam,
Wyczuł koń – chwila nadeszła,
Już gotowy zarżał śpiewnie,
Osiodłany idzie pewnie.
Pognaliśmy znaną ścieżką,
Od leśnych zapachów ciężką,
Wśród koncertów żab i treli,
Czując, jak się świat weseli.
Końska grzywa twarz łaskocze,
Czarne chrapy dyszą w locie,
Tętent konia jest mi bliski,
Bo go słyszę od kołyski.
Mój przyjaciel koń
Piękny arab śnił mi się nocami,
z długą szyją, długimi nogami.
Na kucyku młodszy brat cwałuje,
dla mnie tata siwka już szykuje!
Co zrobić, żeby zechciał mnie słuchać?
Może szepnę mu zaklęcie do ucha?
I będziemy na zawsze w przyjaźni,
jak to bywa w najpiękniejszej baśni.
I spełniło się moje marzenie,
dał mi znak swym radosnym rżeniem,
że mnie wybrał na przyjaciela!
Teraz zawsze jest dla mnie niedziela.
Z nim się czuję bezpiecznie – gdy skaczę,
kładzie łeb na ramieniu- gdy płaczę,
moje kiepskie wyczuwa humory,
za nim tęsknię, kiedy leżę chory.
To mój przyjaciel, taki jedyny,
i to z niejednej ważnej przyczyny.
Lepszy Świat
Mówisz- wiem o tobie wszystko
Kłamiesz – wiesz o mnie niewiele
Ulegasz tylko złudzeniu
Kiedy swój obraz rozbielę
Mówię to co pragniesz słyszeć
I nie krzyczę i nie skarżę
Nie wymagam też współczucia
To ja ciepłem cię obdarzę
Uśmiechem troski maskuję
Chętnie z ludźmi też rozmawiam
Dar, który mnie uszczęśliwia
Jest dobrem co w darze składam
Wokół słychać narzekania
Zrobić coś – pragnie niewielu
Nie analizują zdarzeń
Bez ich szlachetnego celu
Marzę o życzliwym świecie
O ludziach z twarzą pogodną
Łatwiej żyłoby się przecież
Bez obaw, że złem cię dotkną
Kamienica u Pinkusa
Kiedyś ta najwyższa w mieście
Architekturą zachwyca
W filmach też ją widzieliście
W niej poeci – pasji lwica.
Pinkusa wciąż podziwiają
Sprawczą moc tegoż lekarza
By ratować tych co cierpią
Sprawił – co jak cud się zdarza.
Żył on w wieku dziewiętnastym
Z wykształcenia był pediatrą
Pragnął chorym w stanie nagłym
Zabezpieczyć pomoc pilną.
Pogotowie Ratunkowe
Łódź je miała jako trzecia
Te zabiegi rekordowe
Nie popłynęły jak rzeka.
Dziś cenimy takie miejsca
Szerzące talent wszelaki
Stan umysłu leczy ciało
Z pasją płynie moc odwagi.
Nie pocieszaj
Nie pocieszaj mnie słowami,
bądź po prostu przy mnie.
Może więź pomiędzy nami,
jak osłona przylgnie.
Tęsknoty za tym co było,
nie zna nikt, kto nie doświadczył,
aby się nie pogorszyło,
niejedno w życiu wybaczył.
Dziś miotając się w udręce,
pytam cię – dlaczego ja?
Co mogę dać jeszcze więcej,
aby zmienić to, co trwa?
Dlaczego mnie tak doświadczasz,
a sobie nieraz folgujesz!
Czy w tym jakieś plany masz?
Czy udręką moc kształtujesz?
Jedni mówią – taka wola.
Nie znasz swego przeznaczenia.
Lecz do walki jestem skora,
gdy trzeba, też wybaczenia.