Walentynki
Inspirujący obraz
kiedy się uśmiechasz
kiedy patrzysz na mnie
kiedy mówisz do mnie
widzę słońce
zieleń zapowiadającą wiosnę
widzę pola płonące od maków
morze z przestrzenią bez granic
pragnę unieść się wysoko
oglądać świat z lotu ptaka
skarby wyrzucone z głębin morza
słuchać szumu fal
tej muzyki
która uspokaja
patrz proszę
bezustannie
Covid zaatakował
Covid nas zaatakował
Wściekle niewinnych szturmował
Wszyscy się go wystraszyli
I do badań przystąpili
Rozwiązania wciąż szukają
Po świecie się rozglądają
Jaki tam objaw wirusa
Wielu ludzi powykruszał.
Znalazło się rozwiązanie
Wirus kopa wnet dostanie
Bo szczepionka go pogoni
Buzię z masek nam odsłoni
Nie czekajmy ani chwili
Czas się szczepić moi mili.
Jak tłum ruszył do zapisu
Miast sukcesu rzut kryzysu
Bo już czas oczekiwania
Stał się nie do pokonania.
Mając wcześniej wątpliwości
Dziś już pewna o słuszności
Zapisałam się na kłucie
I mam termin w jednym rzucie
Tak szybko nie wiem dlaczego
Ale co ja mam do tego.
Chcą zaszczepić – to niech będzie
Choć gdy newsy czytam wszędzie
Jestem ździebko załamana
Następstw po – cała litania.
Komu wierzyć trudna sprawa
Igrać z życiem nie wypada
No więc czytam – dopytuję
Czy swe zdrowie uratuję.
Jedni twierdzą że tak trzeba
Lecz i wielu powątpiewa
Dziś ma kolej – idę w strachu
Bo nie pragnę iść do piachu
Tylko rozłąki rodzinnej
Zakończenia chcę najpilniej
Wyznaczyć granice
Milczenie
Milczysz a tak wiele miało paść słów
Tyle spraw do wyjaśnienia
Gdyby nie złość i bezsilność twoja
Uznałbyś nadejście twardego istnienia
Ale gdy zadajesz sobie pytanie
I pełen zdziwienia
Że nie wiesz
Nie rozumiesz
Wciąż na nowo się gubisz
To nastaje czas milczenia
Z nim marazm co podwójnie się liczy
Aż wyznaczasz kres jego górnej granicy
Śnić i czekać
słuchasz gróźb które sypią się wokół
widzisz z piekła obrazy
gniewem kipią w czarnym obłoku
ale ty się kary nie lękasz
za swe winy odpowiesz sumiennie
nie czynisz ich z prostej uciechy
lecz gdy złość rośnie – a nadzieja więdnie
czy odpowie ci mędrzec z nieba
ile trudów człowiek uniesie
by uwierzyć – ile wiary trzeba
aby unieść zgniliznę ziemi
śnić i naiwnie wciąż czekać
że na dobre coś kiedyś się zmieni
Koleje losu
na drodze spełniony kolejny etap
tworzy się nowy dom
kwitną jabłonie
pulsuje szczęście
porcelanowa filiżanka spada
rozlana kawa wyznacza dzień
białej sali
zachwiała się równowaga losu
przytłoczona ogromem cierpienia
wśród zagubionych ludzi
odarty z intymności
pełen bólu przypadek
ciekawy lub pospolity
snując się korytarzem
wypatruje Judyma
Szkodnik
Czy naprawdę nic już nie ma
Miłość schowana głęboko
Nikt nie pozna jej kryjówki
Stygnie serce ślepnie oko
Czas nadchodzi ciężkiej próby
Skrajność ziemię dziś opasa
Jedni dają drudzy biorą
A bezkarność sobie hasa
Kiedy patrzysz na jednostkę
Której życia znasz historię
Jak manipuluje ludźmi
Pisząc im swoją teorię
Jakie emocje to budzi
Plucie w twarz czy złorzeczenie
Nie ma usprawiedliwienia
Dla tego kto niszczy ziemię
Skrzypiące stopnie
Gdy pniesz się coraz wyżej
ważny cel chciałbyś zdobyć
krocząc z trudem po schodach
marzysz by nie zawodzić.
Mając doświadczeń więcej
zdobytych z każdym stopniem
to gdy pierwszy zaskrzypi
zacznie się walka z ropniem.
Przyszedł zmierzch co wystudza
a nie twórczo nastraja
zaskrzypi dźwiękiem ostrym
bój o plany rozbraja.
Wpadłeś w stan załamania
tak kruchy w samotności
temperament wycisza
podkreśla ułomności.
I codzienność skrzypiąca
staje się częścią losu
a od ciebie zależy
jak zniesiesz kres patosu.
Koleje losu
wspinasz się po stopniach życia
zatrzyma cię ich skrzypienie
siłą woli chcesz pokonać
to co rodzi przygnębienie
kiedy wchodzisz pełen wiary
że wszystko się musi udać
to czasem nie bez przyczyny
skrzypienie będzie nasilać
myśli staną się natrętne
a swych bliskich nie chcesz ranić
i mając poczucie winy
sam starasz się opór stłumić
nie chcesz poprosić o pomoc
nie chcesz być na czyjejś łasce
sam chcesz pokonać skrzypienie
osadzając gwóźdź w swej desce
często tym prostym zabiegiem
nie pokonasz przeciwności
łatwiej pójdzie ci wspinanie
gdy twą drogę los uprości
Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy
Ten kto robi coś dla ludzi
W dobrym sercu znajdzie miejsce
Cynik i zazdrośnik wszelki
Będzie sprzyjał jego klęsce
Mądrzy ludzie efekt widzą
Nie słuchają oszołomów
I dlatego pomagają
Nie wychodząc nawet z domów
Artur Rubinstein
Artur Rubinstein, wybitny polski pianista pochodzenia żydowskiego, urodził się w Łodzi, 28 stycznia 1887r. A zatem 134 lata temu.
Niestety dzisiaj już nie usłyszę muzyki przy fortepianie, a szkoda.
Nie zmęczona
Zachęcona
Chcę Artura
Rubinsteina
Znaleźć słynny
Dom rodzinny
Mistrz przed domem
Z fortepianem
W skrzydle wieka
Muza czeka
Znana poza
Wirtuoza
I zaczyna
Walc Chopina
Ta muzyka
Serc dotyka
Dzięki Panie
Za Spotkanie
To co słyszę
W pamięć wpiszę