Siedzieć w domu
siedzieć w domu się uczyłam
posłuszna nigdy nie byłam
lecz teraz gdy grozi wirus
po ulicach chodzi świrus
znalazłam rozrywkę sobie
czytam – coś na drutach robię
mogę także szyć maseczki
by zmniejszyć popyt na świeczki
bo jak wirus się rozniesie
prym ją na cmentarze wniesie
i ta myśl mnie edukuje
siedzę w domu i żartuję
by serce nie wyskoczyło
a w depresji tak by było
Co będzie potem
Koronawirus nas atakuje
kochając szczerze zwłaszcza sędziwych
młodzież się sprytnie ewakuuje
stojąc najdalej z ofiar możliwych
takich emocji jeszcze nie było
zamkniętych granic i braku spotkań
pustki na półkach zapasy w domach
i najsmutniejszych bo wiecznych rozstań
za co ta kara na ludzi spadła
za obojętność i brak empatii
za to że pieniądz dziś rządzi światem
a nikim stają się ludzie światli
nad dobrem nie ma dzisiaj pokłonu
ani w kościele ani też w domu
czy coś zmieni – jak spadnie korona
i do współistnienia nas przekona
*******
mówią że wojny ludzi zbliżają
wspólny wróg sprzyja pogodzeniu
a kiedy wroga nie dostrzegają
bo to jest – wirusa apogeum
i człowiek człowiekowi wciąż wilkiem
tylko najbliższa rodzina się liczy
a reszta – nadal jest zbędnym pyłkiem
pieniądz to priorytet – dla ludzkiej dziczy
Czy to nas zmieni
po latach ciszy nadeszła burza
na ziemię spadła niespodziewanie
ludzi przelękła w głąb kraju rusza
niszcząc powojenne pokolenie
bez broni bez siły może dziś zabić
a robi to szybko i bezkarnie
uznała że nie będzie nam kadzić
po niej – nauczymy się żyć stadnie
dziś dla wspólnego dobra – siedź w domu
nie odkażaj się w parku na ławce
może ta groza dokona wyłomu
i zmądrzejemy – po sporej dawce
Jej obraz
Ona była głębsza silna
Raz dorosła raz niewinna
Chciało patrzeć się bez końca
Na te oceany słońca
Świeżość deszczu powiew wiatru
Obraz jej – jak ten z teatru
Siła w nim – czy pozowanie
Czy radość sprawia dawanie
Gdy wypływa z głębi serca
Taki splot z przesłania mędrca
O swym smutku snuć nie chciała
Dręczyć innych nie umiała
Kamień kochała namiętnie
Jego moc – która nie pęknie
Ta co nie podda się trwodze
I nie wpłynie na cel w drodze
Ona w jej życiu się liczy
Ma wizerunek słodyczy
Przyjaciel
Mój przyjaciel koń
Piękny arab śnił mi się nocami,
z długą szyją, długimi nogami.
Na kucyku młodszy brat cwałuje,
dla mnie siwka tata już szykuje!
Co zrobić, żeby zechciał mnie słuchać,
może szepnę mu zaklęcie do ucha
i na zawsze będziemy w przyjaźni,
jak to bywa w najpiękniejszej baśni.
I spełniło się moje marzenie,
dał mi znak swym radosnym rżeniem,
że mnie wybrał na przyjaciela,
teraz zawsze jest dla mnie niedziela.
Z nim się czuję bezpiecznie, gdy skaczę.
Kładzie łeb na ramieniu, gdy płaczę.
Moje kiepskie wyczuwa humory.
Za nim tęsknię, kiedy leżę chory.
Koleje losu
wspinasz się po stopniach życia
czy zatrzyma ich skrzypienie
siłą woli chcesz pokonać
to co rodzi przygnębienie
wchodziłeś tak pełen wiary
że wszystko się musi udać
nie sądziłeś że gwałtownie
będzie ono się nasilać
myśli staną się natrętne
ty starasz się stłumić szumy
rosną relacje zawiłe
rośnie twe poczucie dumy
nie chcesz poprosić o pomoc
nie chcesz być na czyjejś łasce
sam chcesz pokonać skrzypienie
gwoździem osadzonym w desce
Skrzypiące stopnie
gdy pniesz się coraz wyżej
aby ważny cel zdobyć
po schodach z trudem kroczysz
chcąc tam wyżej się odrodzić
masz doświadczeń coraz więcej
nabywanych z każdym stopniem
aż drabina twa zaskrzypi
stając się życiowym ropniem
takim zmierzchem co wystudza
a nie twórczo cię nakręca
skrzypi jak w kolanie starość
i do wysiłku zniechęca
czasem masz stan załamania
trzeszczy samotnością w tłumie
i osobowość wycisza
a nie każdy znieść to umie
wchodząc w codzienność skrzypiącą
widzisz przeciwności losu
zaczynają w życiu ścigać
mocniej – na kolejnym stopniu
Trickster
Była brzydka lecz bogata
Chciała mieć młodego gacha
Lecz broń Boże nie trickstera
Co jak diabeł by nabierał
Jakieś drobne komplementy
Owszem – bo nikt nie jest święty
W lustrze kiedy twarz swą widzi
Wie że nie jedna z niej szydzi
Lecz stać ją na makijaże
Co najbrzydsze – to zamaże
Zjawi się kochanek świeży
I choć kłamie – to mu wierzy
Zwłaszcza gdy tak mówił gładko
- Cudne wnętrze masz Agatko
Będę sługą ci oddanym
Bądź mym skarbem ukochanym
Szybko stał się wiarygodny
Wszędzie dostęp miał swobodny
Rok w luksusie mu upłynął
A gdy sporą sumkę zwinął
Zachorował ciężko – niby
Poleciał na Karaiby
Bo tam szybko go wyleczą
Pod znanych fachowców pieczą
Wsparcie dała mu na drogę
Wciąż nie wierzy – że dał nogę
Punkt widzenia
Wychowanie
W moim kraju senior górą
W statystyce to – seniorka
W każde bije wychowanie
Tu ma rolę wręcz potworka
Bo gdy senior ma wybierać
Kobietę na prezydenta
Wierzy – to co w głowie siedzi
Że to męska rola – święta
Nie dostrzega już równości
Mądry – głupi chłop – to przecie
Urodzone do rządzenia
Zawsze było męskie dziecię
A w pokoleniowej zmianie
Nie widzą nowej przewagi
Bo w pewnej grupie wyborców
Szala nie płynie z rozwagi
A gdy poparcie z ambony
Zbieżne z tym co w wychowaniu
To logika nie ma miejsca
Wygra chłop w ich głosowaniu
Na nic wzór kobiet na świecie
Na nic kobiet dokonania
W odruchu brak przemyślenia
Wykazały to badania
Maski
Maska
jest dobrze czasem pod nią się schować
nic nie tłumaczyć
nic nie rachować
powód jest jeden by nie obnażać
co jest głęboko
na szczerość – zważać
nie dbać – że snują fałszywe wnioski
zazdroszczą karier
ślepi na troski
nie każdy chce żebrać o współczucie
gdy ból zszedł do dna
czy zniknie kłucie
czy ta zasłona na wnętrze wpływa
czy niesie ulgę
śmiech ból rozmywa
maska pogodna daje złudzenia
tego co pod nią
a wnętrze zmienia
maska z grymasem i złości rysem
ludzi nie zbliża
jest wnętrza bisem
Dlaczego
Była sąsiadką i bliską mi osobą, oddaną matką, która samotnie wychowała dwóch synów. Kiedy okrutny los sprawił, że jeden z nich na skutek wypadku, zapadł na długie miesiące w śpiączkę, walczyła o niego, szukając pomocy. Mimo wybudzenia, wciąż wymagał i wymaga całodobowej opieki. I nagle zmarła, lekarze byli bezsilni.
Nie mogę pogodzić się z tym i wciąż pytam- dlaczego?
Matki oddanie nie zna granicy
Wokół mówili że na cud liczy
Mijały lata nadzieja nie gasła
Z synem wypracowała wspólne hasła
I w takt tej harmonii dzień za dniem mijał
Wyglądało nawet – że los im sprzyjał
Aż nagle ta straszna chwila nadeszła
Wszyscy zamarli gdy wieść się rozeszła
Nie minął miesiąc od Jej choroby
Brak zrozumienia dla Boskiej zgody
Na to gwałtowne śmierci zesłanie
Taka odpowiedź na Jej błaganie
By żyć dla syna – co sam żyć nie umie
Jaka będzie pomoc – życzliwość w tłumie
Odeszła matka – sił nie żałowała
Odeszła ta – co wielkie serce miała